TO JA
Hej! Mam na imię Szymon, urodziłem się i mieszkam na Pomorzu. Jestem z rodziny “Grzenków”. Mam dwie wspaniałe siostry i trzech bardzo zaradnych braci. Żyjąc sobie jako dziecko u boku mamy i taty nic nie zapowiadało, że praca w drewnie stanie się moją pasją. Aż tu nagle z niezapowiedzianą wizytą przyjechał wujek z Sierakowic i spontanicznie zabrał mnie wraz z bratem na tydzień wakacji do siebie. Dojechaliśmy w nocy, więc nie wiedziałem jakiego odkrycia dokonam następnego dnia (Pewnie domyślasz się o co chodzi). Tak! Zamiast piwnicy wujek miał ogromną stolarnię. Nie mogłem wyjść z podziwu. Zapach drewna był wtedy tak cudowny, a na widok maszyn zaniemówiłem. Moją szczególną uwagę przykuły po prostu odpady z produkcji mebli. To właśnie tam znalazłem swój pierwszy kawałek drewna, który kuzyn pozwolił mi przeszlifować na dłuuuuuugiej szlifierce taśmowej. To był punkt zwrotny! Polubiłem to jak lody bambino wydawane gościom na statku, którego częścią załogi był mój tata. Wyjeżdżając od Wujaszka zabrałem ze sobą dwie pamiątki. Worek po ziemniakach pełen trocin (tak! Pełen trocin! Nie wiem czemu, wracaliśmy autobusem, więc było to dziwne i nieprzemyślane ale ten zapach drewna… ) oraz mój pierwszy idealnie oszlifowany kawałek drewna. Po powrocie do domu szybko doszło do mnie, że nie mam odpowiednich maszyn i narzędzi. Niestety mimo ciągłego budowania szafek i innych małych drewnianych rzeczy “miłość” do drewna gasła. Do tego stopnia, że znalazłem inną pasję, która stała się moim głównym źródłem dochodu (www.giestudio.pl)
——————
Po 9 latach rozwoju marki doszedłem do wniosku, że za dużo spędzam czasu przed komputerem, bo właśnie tego wymaga ode mnie firma. Pomyślałem, że pora na coś dodatkowego, co oderwie mnie od ciągłego siedzenia. Od razu przypomniała mi się historia dzieciństwa. Pomyślałem: “mam możliwości aby mieć sprzęt, hmm… czemu nie! to może się udać!” Ku mojemu zdziwieniu, żona również wyraziła aprobatę do szalonego na tamten czas pomysłu budowy stolarni. Realia jednak szybko sprowadziły mnie na ziemię dając dobrą lekcję pokory. Do dyspozycji miałem jedynie mały kawałek piwnicy w kamienicy, w której mieszkałem, a drewno z marketu nie było tak dobrze gatunkowym drewnem jak u wujka. Na początku kupiłem małą piłę stołową i szlifierkę. Przez przypadek wpadła mi w ręce stara deska. Od razu wiedziałem, że tylko takie drewno chcę obrabiać. Szybko się przekonałem jak wdzięczny jest to materiał. Niszcząc tarcze, wiertła i szlifierki na gwoździach szalenie dużo się nauczyłem w tej mojej małej piwnicy nie zauważając jak dzięki Bogu szybko znalazłem się przed ogromnym przywilejem aby wyjść z podziemia na powierzchnię. I oto jest! Wynająłem lokal! Dostałem klucze do mojej nowej pracowni, która pozwoliła mi rozwinąć skrzydła. Dzisiaj wciąż, każdego dnia doceniam jak dużym błogosławieństwem jest dla mnie to miejsce.
——————
Jeżeli ciekawi Ciebie to jak wygląda moja pracownia, koniecznie zajrzyj do następnego wpisu. Tam przeczytasz dalszy ciąg tej historii, która jest teraźniejszością.
Teraz zapraszam do wpisu TO MOJA PRACOWNIA